- To duży cios i rozczarowanie dla mnie, Tomasza Babilońskiego i Piotra Wernera. Taki jest jednak sport i postaramy się doprowadzić do rewanżu - mówi Andrzej Wasilewski współpromotor Krzysztofa Zimnocha (18-1-1, 12 KO), który w sobotę przegrał przez nokaut w pierwszej rundzie z Mikem Mollo (21-5-1, 13 KO), ponosząc pierwszą porażkę w zawodowej karierze.
Przed galą w Legionowie były wobec Krzysztofa Zimnocha wielkie plany, padło nawet nazwisko Davida Haye'a, rzeczywistość okazała się jednak brutalna. Wynik walki Zimnoch - Mollo to duża niespodzianka...
Zgadza się. Ja jeszcze przed pojedynkiem nie ukrywałem, że dla mnie Krzysztof Zimnoch był w tej walce faworytem i być może sprawy potoczyłyby się po naszej myśli, jednak w tej walce wydarzyło się kilka pechowych zbiegów okoliczności i wynik jest, jaki jest.
Sam przebieg walki był dla Pana zaskoczeniem?
Przyznam, że po raz pierwszy byłem trochę zaskoczony już tym, co zobaczyłem w szatni - Krzysztof zadawał bardzo ciekawe kombinacje ciosów, jednak moim zdaniem - zaznaczam, że nie jestem trenerem - mało się ruszał na nogach i wszystkie akcje były bite najczęściej z miejsca. Co do walki, choć ciężko ją oceniać, bo ona skończyła się praktycznie, zanim na dobre się zaczęła, ale byłem troszkę zdziwiony taktyką. Wiedziałem, że Krzysztof jeszcze w czasach amatorskich był zawodnikiem dobrze kontrującym i dobrze boksującym na biegu wstecznym i oczekiwałem, że ten pojedynek rozpocznie spokojnie, tym bardziej, że wszyscy zdajemy sobie sprawę, że Mollo to zawodnik niebezpieczny szczególnie na początku walki.
Po walce dużo mówiło się o uderzeniu Mollo po komendzie "stop". To był kluczowa sytuacja?
Tam były de facto dwa uderzenia. Czy zadecydowały o losach walki, trudno mi ocenić. Mogło tak być. Ciosy padły po komendzie "break" i być może gdyby Krzysiek dostał kilka chwil na dojście do siebie, walka potoczyłaby się inaczej, ale tego nie możemy być pewni i nigdy się tego już nie dowiemy. Z całą pewnością ta porażka bardzo nas boli, na pewno boli samego Krzyśka, który włożył w przygotowania wiele trudu i wiele ambicji. To duży cios i rozczarowanie dla mnie, Tomasza Babilońskiego i Piotra Wernera. To jest jednak sport i postaramy się doprowadzić do rewanżu.
Wcześniej mówiło się, że Zimnoch może wrócić na ring w maju. Czy w tym terminie mógłby się odbyć rewanż?
Na razie za wcześnie na deklaracje. Mamy luty, znaleźliśmy się w nowej, zaskakującej dla nas sytuacji. Na razie podsumowujemy Legionowo. Gala na pewno udała się fantastycznie, sprzedaliśmy komplet biletów, świetnie wypadł debiutujący Przemek Zyśk, niestety wynik walki wieczoru był dla nas rozczarowaniem. Jeszcze za szybko, by mówić, co dalej, ale rewanż to możliwa opcja, możemy dać Krzyśkowi kolejną szansę. Ja przyznam szczerze, że choć Krzysiek nie miał okazji, by się wykazać, jakoś mocno wierzyłem w to, że jego wyprowadzka do Anglii, zmiana środowiska sprawi, że pokaże nam wysokie umiejętności bokserskie. Tak naprawdę nie miałem ku temu konkretnych przesłanek w postaci walk, ale uważałem, że Krzysztof bardzo dojrzał, emanował bardzo dobrą energią.
Zmiany sztabu szkoleniowego wyszły nie Krzysztofowi na dobre? Powinien dalej trenować tam, gdzie trenował w ostatnich miesiącach?
Problem polega na tym, że ta walka nic nam nie powiedziała, bo skończyła się, zanim cokolwiek zobaczyliśmy. Gdybyśmy zobaczyli kilka rund, moglibyśmy powiedzieć, czy Krzysiek był dobrze czy źle przygotowany, w jakiej był formie. Niestety nie wiemy zbyt dużo i ciężko o uczciwą ocenę. Musimy z tym poczekać.
źródło: onet.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz